Rozpoczęłam swoje życie od WYJŚCIA.
To podobno najlepsze WEJŚCIE. Problem polega na tym, że tego się już nie da cofnąć.
WYJŚCIE TO WEJŚCIE …A… WEJŚCIE TO WYJŚCIE.
Taki obraz dopadał mnie już każdego dnia.
Świadomość, która mnie trafiła tak wcześnie, sprawiła, że obraz tego zdania odwrócił się wraz ze mną. Nie byłam w stanie zrozumieć, co czytam, ale obracając się dokoła własnej osi, stawałam się jak naczynie o kreślonej pojemności, do którego nabierały się informacje ze świata jakby z góry, ale tak naprawdę to z dołu. Po 5 latach skrystalizował mi się obraz mnie… widziany oczami innych ludzi. Był przerażający, więc wieczorem poza traumatycznym strachem nie czułam niczego. Rano zaczynałam od nowa, nie pamiętając wczorajszego dnia.
I gdybym, mając 6 lat, nie znalazła się z tym obrazem, na obcej plaży i nie poddała go i siebie w nim, procesowi zmian i prób wprowadzania go w ŻYCIE, pewnie to najlepsze WEJŚCIE okazałoby się wejściem w stan…
Przyznam, że nie umiem tu stworzyć symulacji alternatywnego, ludzkiego obrazu własnej przyszłości, gdybym tam nie rozpakowała się bez reszty.
Obraz ten powoli układał siebie samego, zmieniał swoje ułożenie, kolejność, porządek, poddawał się przypływom i odpływom fal, które jak gumka wymazywały kolejne jego odsłony, wersje, alternatywy i opcje. Po czterech tygodniach stałam się jak skan mapy wszystkiego, co tam zobaczyłam, przeżyłam, doświadczyłam, poukładałam i zmieniłam.
Kiedy rozpoczynasz życie od WYJŚCIA, masz już tylko WEJŚCIE.
Bywa, że każdego dnia rozsypujesz się piaskiem na cudzych plażach…
Stajesz się ziarenkiem, próbując zrozumieć… Dlaczego?
Każdego dnia jest to inna plaża… zawsze cudza;
Przesypujesz się z innymi… szukając WEJŚCIA.
Czasem natrafiasz na wodę… próbujesz się z kimś zlepić…
nie wychodzi… noc resetuje pamięć tego faktu…
czasem uda ci się przetrwać do świtu…
ale słońce i powietrze ma zawsze swoje plany
…znowu jest dzień następny…
do wieczora…
Ewa Macioszczyk
Wrocław 22.09.2020
To OBRAZ STANU, z którym przyjechałam do Karwi w 1962 roku, po którym ŻYCIE trwale wzięłam już w swoje ręce. Miał jeden błąd, który dziś nazywam BŁĘDEM WPROWADZALNOŚCI.
Postanowiłam spróbować zakończyć go OBRAZEM PROCESU, w miejscu, gdzie się on rozpoczął, bo prowadzenie życia z tym błędem jest już dalej definitywnie niemożliwe.
Próbę rozpoczęłam 2.09.2020. Wszystko było zapięte na ostatni guzik...
Ewa Macioszczyk
Wrocław 23.09.2020